Witajcie kochane Kreciki, na dzisiejszym zajęciu poznamy bardzo chorego chłopca, który w nietypowy sposób szukał przyjaciół. Poproście rodziców o przeczytanie opowiadania „Wawa i jej pan” i uważnie słuchajcie.
Wawa i jej pan
Kiedy wracaliśmy z przedszkola, przyplątał się do nas pies. Był czarny jak smoła, kudłaty i miał spiczastą mordkę.
Wcale nie zabieraliśmy go z ulicy – przybiegł za nami sam.
Mama nie była z tego zadowolona, ale tato powiedział, że to jest rasowy pudel i jak się nie znajdzie właściciel, to
może u nas zostać. (…)
Wieczorem ojciec przeczytał głośno z gazety takie ogłoszenie:
„Zginęła suczka, rasy pudel, czarna. Nazywa się Wawa. Łaskawy znalazca proszony jest o odprowadzenie, za nagrodą.
Marcin Wolski, aleja Kasztanowa 17”.
– Pokażcie no tego psa – powiedział tato do nas.
Pies był już zamknięty na noc w komórce, ale zaraz przyprowadziliśmy go.
– Wawa! – zawołał tato.
Pudel szczeknął wesoło i zaraz stanął na dwóch łapkach.
– No, tak, to jest ten sam. Jutro będziecie musieli go odprowadzić.
Zrobiło nam się smutno, ale cóż – trudno. Nie można przecież trzymać cudzego psa, jeśli go właściciel szuka. (…)
Następnego dnia po obiedzie mama dała nam ładny, mocny sznurek i powiedziała:
– Zaprowadźcie psa do tego pana. Wiecie, gdzie jest aleja Kasztanowa?
Naturalnie, że wiedzieliśmy. Każde dziecko w mieście ją znało. Aleja biegła wprost do rzeki, gdzie była przystań
żeglarska, kajakowa i plaża. (…)
Jak tylko wyszliśmy z domu, Wawa zaraz zaczęła mnie ciągnąć w kierunku alei Kasztanowej. Aż się zdziwiłam.
Bo jeśli tak dobrze wiedziała, gdzie jest jej dom, to dlaczego zginęła?
– Phi, możesz ją puścić, sama trafi. Ale nie. Zobaczymy, jak ona mieszka.
Minęliśmy numery 11, 13, 15. Wawa ciągnęła z całej siły i aż skomlała z radości.
– Jest siedemnasty. Patrz, jaki tu gęsty ogród – powiedział Wacek.
Parkan zarośnięty był dzikim winem, a za nim ciągnął się duży ogród. Z ulicy wcale nie widziało się domu.
Wawa skoczyła na furtkę, a furtka otworzyła się lekko. Widocznie nie była zamykana.
Wpadliśmy za psem do ogrodu. Z obu stron ścieżki rosły drzewa owocowe, krzaki, a wszystko tak poplątane,
że świetnie można by się bawić w chowanego.
Wreszcie ukazał się domek, a Wawa zaczęła skomlić i szczekać.
Domek był drewniany, pomalowany na zielono i całą werandę miał zasłoniętą ciemnymi firankami.
Otworzyły się drzwi ganku i wyszła jakaś pani. Miała na sobie fartuch w paski i chusteczkę na głowie.
Wawa wyrwała mi sznurek z ręki i skoczyła do niej.
Pani przyglądała nam się uważnie.
Dygnęłam i trąciłam Wacka. Ale on nic nie mówił, tylko patrzył na tę panią. Więc ja powiedziałam:
– Przyprowadziliśmy, proszę pani, psa. W gazecie było ogłoszenie, więc…
Wawa skakała wysoko i poszczekiwała piskliwie. Pani oganiała się od niej ręką. Uśmiechnęła się do nas.
– Dziękuję wam, moi kochani. Zaraz was zaprowadzę do Marcinka, chodźcie.
„Marcinek”. A więc to chyba nie jest dorosły – pomyślałam. – I dlaczego ta pani wcale się nie ucieszyła ze znalezienia
Wawy? ( )
Weszliśmy na ganek, minęliśmy mały korytarzyk i pani otworzyła drzwi na werandę.
Było tu prawie ciemno, trochę światła wpadało tylko przez szpary w firankach.
– Marcinku – powiedziała pani – przyszły dzieci. Przyprowadziły Wawę. Proszę, wejdźcie.
W najciemniejszym kącie werandy stało łóżko przykryte kocem. Wawa wyskoczyła przed nas i już była na łóżku.
Piszczała radośnie, na tle poduszki widać było jej czarny łeb. Pani wyszła, zamknęła za sobą drzwi.
Usłyszeliśmy głos chłopca:
– Już dosyć, Wawunia. (…) Dziękuję, żeście przyszli. Usiądźcie na tej ławeczce.
Usiedliśmy.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Wszystko tu jakieś tajemnicze, ta ciemna weranda, ten chłopak… (…)
– Ty jesteś chory, prawda?
Przez chwilę nie było odpowiedzi, wreszcie z ciemnego kąta usłyszeliśmy smutny głos:
– Tak. Jestem bardzo poparzony.
Serce mi się ścisnęło.
Długo siedzieliśmy bez jednego słowa. Wreszcie Marcin odezwał się cicho i bardzo smutno.
– Teraz już na pewno ode mnie pójdziecie. Nikt nie chce siedzieć z chorym, i to jeszcze w ciemnym kącie.
Zrobiło mi się go bardzo żal.
– Nie, właśnie że nie pójdziemy. Tylko… Opowiedz, jak to było.
Głos chłopca ożywił się. (…)
– Miałem wypadek. Bawiłem się zapałkami. Tak sobie pstrykałem, wiecie? Zapaliła się firanka, łóżko. I ubranie
na mnie też. Przy drzwiach był duży ogień, to skoczyłem przez okno. Poparzyłem się, oczy mnie teraz bolą.
W pokoju musi być ciemno, bo oczy bardzo powoli się leczą. Będę jeszcze długo leżał, żeby się wszystko zagoiło.
To bardzo smutno tak samemu leżeć. Wawa…
– Co Wawa? – zapytał Wacek.
– To już wam wszystko powiem – zaczął na nowo Marcin. – Wawa to bardzo mądry piesek. Do mnie nikt nie
przychodzi. (…) Kiedy już nie mogę wytrzymać, mama bierze Wawę, mówi jej: „Dzieci, dzieci. Wawa, przyprowadź
dzieci” – i wypuszcza ją na ulicę. A sama daje ogłoszenie w gazecie. Wawa mądra: idzie do jakichś dzieci,
a ponieważ jest ładna, to ją zatrzymują. A jak ktoś jej nie odprowadzi za parę dni, to sama wraca. Już dwa razy
przyprowadziła dzieci, ale one odeszły. I nie powróciły już.
– My będziemy do ciebie przychodzić! – zawołałam głośno, bo mnie coś w gardle zadrapało i bałam się, że powiem
niewyraźnie.
Marcin zapytał nieśmiało:
– I nie gniewacie się na mnie za to, że was oszukałem? Bo przecież Wawa wcale nie zginęła.
– Nie gniewamy się. Skądże! – zapewniliśmy Marcina.
Poszliśmy do domu i wszystko powiedzieliśmy rodzicom.
Odtąd przychodzimy do Marcina często.
Niedawno Marcin miał imieniny. Spotkaliśmy u niego całą gromadę dzieci. (…)
Było bardzo wesoło.
Lekarz powiedział, że Marcin pójdzie do szkoły jeszcze przed Gwiazdką. (…)
Odpowiedzcie teraz na pytania:
- Jak Wawa znalazła się u dzieci?
- Czyim psem była Wawa?
- Dlaczego Marcinek nie chodził do szkoły?
- Kto spowodował pożar?
- Dlaczego dzieci nie powinny bawić się zapałkami?
- Czy Marcin znalazł przyjaciół?
Popatrzcie teraz na serię obrazków do opowiadania i opowiedzcie o czym te obrazki nam mówią?
Pomyślcie teraz jak możemy określić psa? (mądry, radosny, grzeczny, pomocny, groźny lub niegroźny)
Co mogło się zdarzyć, gdy zamiast Wawy przyszedł inny, niebezpieczny pies i dzieci chciałyby do niego podejść?
Oczywiście mógłby nas pogryźć.
Wyobraźcie sobie, że jesteśmy na spacerze, skaczemy sobie radośnie po trawie. Nagle widzimy, że biegnie w naszą stronę groźny pies, boimy się go. Przyjmujemy pozycję „żółwika”: splatamy dłonie, chowając palce, ręce kładziemy na karku osłaniając go.
https://www.youtube.com/watch?v=CLyttarov1E&ab_channel=Radio90
Teraz popatrzcie na cyferki:
Poproście rodziców o ich wydrukowanie i przypomnijmy sobie rymowankę z zajęć małego medyka, dotyczącą numeru alarmowego, kiedy dzieje się coś złego, np. pożar, wypadek i inne podobne sytuacje:
Każdy ten numer zna
1 1 2!
Wytnijcie potrzebne cyferki i naklejcie je na kartkę.
Życzę Wam miłego weekendu i dbajcie o swoje bezpieczeństwo 🙂